sobota, 10 lutego 2018

six


Kto ma dobrą pamięć, temu łatwiej o wielu rzeczach zapominać

Wpatrujesz się w odległy punkt gdzieś za oknem nie zwracając uwagi na zmieniające się obrazy. Jesteś jak zwykła kukła, która nie odczuwa, nie analizuje - robiłaś to zbyt długo, a ból rozdzierający twoje wnętrze przy każdym ruchu staje się nie do wytrzymania. Zajęło ci prawie całą noc uświadomienie sobie, że chcesz pojechać do Warszawy, porozmawiać z lekarzem, spojrzeć na matkę. Bałaś się tego, ale nie widziałaś innego możliwości niż wsiąść w samochód i znieść tę prawie pięciogodzinną podróż, w której obiecał ci towarzyszyć najlepszy przyjaciel. Uśmiechnęłaś się pod nosem słysząc jak podśpiewuje lecący z radia kawałek wybijając rytm na kierownicy srebrnej Toyoty.
Trzymasz się? pyta zerkając na ciebie kątem oka przyśpieszając. Kiwasz z uśmiechem głową, jedna widzisz, że go to wcale nie uspokaja. Trzymasz się, nie rozsypujesz prochów swojej duszy, więc nieśmiało możesz patrzeć w przyszłość. Zastanawiasz się co mu odpowiedzieć, czym go uspokoisz, gdy znajomy głos nawigacji informuje was, że za kilkaset metrów miejsce docelowe będzie po lewej stronie.
Nie wiem jak to będzie wzruszasz ramionami, gdy on zatrzymuje się na skrzyżowaniu kiwając głową. Nie mam pojęcia jak się zachować, bo przecież podczas ostatniego spotkania powiedziałyśmy sobie zbyt dużo gorzkich słów. czujesz nieprzyjemny dreszcz na wspomnienie tamtej kłótni, po której wyprowadziłaś się z domu i od której momentu nie miałaś kontaktu z matką.
Wraz z wjazdem na teren szpitala poczułaś, że odzywają się dawne dolegliwości i potrzebujesz dłuższej chwili, aby ponownie złapać i unormować oddech, gdy parkujecie na położonym nieopodal parkingu. Wpatrujesz się w nowoczesny budynek i czujesz jakby cała krew w jednym momencie przestała krążyć w twoim organizmie
Żyjesz? pyta siatkarz dotykając przestraszony twojego ramienia, a ty warczysz przez zaciśnięte zęby, że zaraz możesz naprawdę potrzebować pomocy lekarza. Może jednak z tobą pójdę, tak w razie czego.
Kręcisz głową, jednak wiesz, że on chce tam być, aby w razie czego was rozdzielić zabrać cię do waszego narożnika zanim rywal wykona nokautujący cios. Jego wystraszony, wręcz spanikowany głos nie pomaga ci w pozbyciu się wątpliwości, które pojawiły się w twojej głowie wraz z wjazdem do miasta, które przecież dało ci tyle radości mimo tych wszystkich łez. Wyłącza radio, które jakoś pomagało ci sobie z tym wszystkim poradzić, ale dalej pod powiekami miałaś moment zatrzaśnięcia się drzwi w rzeszowskim mieszkaniu. Ta cisza wcale nie jest oczyszczająca i postanawiasz ją jak najszybciej przerwać zanim zrobi z ciebie tchórza. Podobno wypowiedzenie swoich lęków pomaga się ich pozbyć, więc skoro kiedyś pomogło może teraz zrobi to również
Co jeśli ona się wcale nie zmieniła?

***

Czułaś ciepło sierpniowego Słońca na swoich zaczerwienionych policzkach i czułaś jego szeroki uśmiech, gdy obejmował cię ręką w talii na tym kocu w czerwono-białą kratkę tuż na skraju Hyde Parku. Przymknęłaś oczy rozkoszując się szczęściem, które spłynęło na ciebie w momencie, gdy postawił stopę na brytyjskiej ziemi. Martwiłaś się o jego nastrój po tym jak jego nazwisko nie pojawiło się na tej magicznej liście powołanych na najważniejszą imprezę sezonu reprezentacyjnego. Nie wiedziałaś jak się zachować, bo zwykłe poklepanie po ramieniu wydawało się zbyt oklepane, więc gdy tylko go zobaczyłaś wtuliłaś się w niego ufnie dając mu możliwość przekazania ci tego całego bałaganu, który tworzył się w jego głowie. Nie mówiliście za wiele, bo to co było najważniejsze nie musiało być wypowiedziane. Był zawiedziony, ale widziałaś, że stara się, aby myśl, że nie zasługuje na reprezentowanie kraju na mistrzostwach nie przyćmiła chęci spędzenia z tobą kilku chwil. Poprawiłaś się na kocu dotykając jego policzka zewnętrzną częścią dłoni, na co uniósł nieco brwi i zdjął z nosa przeciwsłoneczne okulary. Był piękny dzień, może to jego obecność sprawiała, że cały świat emitował jakąś światłość czy rzeczywiście po raz kolejny pogoda nie patrzyła na londyńczyków z przekąsem zsyłając długie godziny deszczu na zmianę z porywistym wiatrem.
Co teraz będzie? zapytał siadając po turecku i dotykając uginającej się pod jego dotykiem, w pełni zielonej trawy. Myślałaś o was, o Polsce, o siatkówce i o tym wszystkim co chciałabyś mieć, a czego nie mogłaś ze sobą pogodzić. Tęskniłaś za bijącym w samo południe hejnałem, tłumem turystów z dalekiego wschodu w hawajskich koszulach na warszawskiej starówce od momentu, gdy odebrałaś swoją olbrzymią walizkę i wyszłaś z budynku lotniska. To była dla ciebie szansa, studia były spełnieniem marzeń, ale Anglia stała się też ucieczką. Odcięłaś się od przeszłości i mogłaś oddychać pełną piersią chłonąc tą multikulturalną mieszaninę, ale nie chciałaś pozbywać się poprzedniego życia. Olek i Artur byli tą częścią, której broniłaś; dzwoniłaś na różnych komunikatorach, pisałaś emaile, płaciłaś zbyt wysokie rachunki byleby wiedzieć co się u nich dzieje. Z blondynem widywałaś się od święta i on doskonale wiedział jak bardzo tęskniłaś za wieczorami spędzonymi w jego mieszkaniu. Przyleciał do ciebie na kilka dni krótko po sezonie, aby odetchnąć i pokazać swojego dziewczynie, twojej imienniczce miasto, które jak nie miał w zamiarze co chwilę przypominać zabrało mu najlepszą przyjaciółkę. Przewracałaś wtedy oczami i ciągnęłaś go za rękę, aby zobaczył co sprawiło, że tak bardzo pokochałaś tę metropolię.
Pójdziemy coś zjeść, a wieczorem pokażę ci Tamizę rzuciłaś popijając łyk niegazowanej wody. Uśmiechnął się do ciebie przekornie, bo przecież doskonale wiedział, że po prostu nie chcesz odpowiedzieć mu na to pytanie. Nie wiedziałaś gdzie będziesz za miesiąc, a nawet za tydzień, a więc jak mogłaś obiecać mu wieczność?
Chodziło mi o nas przeczesał palcami ciemne włosy, a ty westchnęłaś. Jeszcze kilka tygodni temu nie byłabyś w stanie zostawić tego życia nawet dla niego, ale skoro umowa wynajmu mieszkania kończyła się wraz z końcem roku może warto byłoby pomyśleć o powrocie? Nie wiedziałaś czy jesteś na to gotowa, ale Polska coraz bardziej dawała o sobie znać w twoim sercu. Rozmawiałaś z nim codziennie o pogodzie, sytuacji politycznej i wynikach ostatniego meczu piłkarzy;  zachowywałaś się jakby nie dzieliło was prawie dwa tysiące kilometrów, a zaledwie kilkaset metrów. Nie sądzisz, że już za długo się izolujesz? Artur tęskni nie wspominając o innych uśmiechnęłaś się na wspomnienie paczki znajomych, którzy wypominali ci przy każdej okazji to, że ich porzuciłaś dla jakieś brytyjskiej monarchii.
A ty? zapytałaś przechylając głowę, aby lepiej mu się przyjrzeć. Nadal widać było w jego oczach zmęczenie spowodowane długą podróżą, ale ono nie umiało zgasić radości, iskierek szczęścia, które sprawiały, że gdy się uśmiechał to robił to całym sobą. Wiele razem przeszliście i teraz mogłaś być pewna tego, że jest twoim światełkiem w tunelu i osobą, której przychyliłabyś nieba. Kochał, grał w siatkówkę, czytał mnóstwo książek, starał się zbawić świat swoim dobrem - miał swoje wady, ale był twoim mężczyzną, twoim Olkiem. Zaśmiał się pod nosem, a ty ponownie zatopiłaś się w jego pełnym troski i pożądania spojrzeniu, które posłał z nutką kpiny w twoją stronę.
Czy gdyby tak nie było przyleciałbym tak niespodziewanie? pochylił się nad tobą zakładając kilka kosmyków, które rozsypały się na kocu, za ucho i pocałował cię delikatnie, jakby chciał się upewnić, że dalej jesteś jego, że nic się nie zmieniło. Wróć ze mną do Polski na zawsze. zagryzłaś wargi, bo myśl, że on cię naprawdę potrzebuje, że chce, abyś była na stałe była najpiękniejsza. Przytuliłaś go mocno, bo emocji było za dużo, bo zbyt długo tęskniłaś za nim i za tym wszystkim co przy nim czułaś.

***

Zamykasz ostrożnie drzwi od sali, w której leży twoja matka, aby stanąć oko w oko z gościem, o którego pojawieniu poinformował cię przez sms-a najlepszy przyjaciel. Długo zastanawiałaś się czy masz ochotę do niego wychodzić, ale nie mogłaś pozostać obojętna na to, że jednak przyjechał. Rozglądasz się po szpitalnym korytarzu dostrzegając jego skuloną sylwetkę na jednym z pomarańczowych krzesełek na końcu korytarza i po chwili stajesz naprzeciw niego. Poprawiasz szary sweter unosząc dłoń w geście powitania, a on podnosi się z miejsca z niepewnością wymalowaną na twarzy. Walczysz ze sobą i ponowie stoicie w duszącej wręcz ciszy i czekacie na to aż któreś z was przezwycięży wewnętrzną nieśmiałość i zacznie tę rozmowę. Oboje boicie się zrobić krok i chociaż potraficie przegadać całe noce, po kłótniach zawsze jest ciężko.
Co ty tu robisz? zagryzasz policzki od środka czując jak wątroba podchodzi ci do gardła, bo zupełnie się tego nie spodziewałaś. Wiedziałaś, że jest cholernie uparty i myśl, że przemyśli to wszystko jeszcze raz i postanowi cię wesprzeć nie przychodziły ci do głowy w żadnym momencie, w którym zastanawiałaś się co zrobić. Była dla ciebie jasne, że twoja matka jest jedynie twoją sprawą, a on postawi na tobie krzyżyk, gdy postanowisz otworzyć jej drzwi do swojego życia. Nie wybrałam ciebie, ale też nie wybrałam jej. Musiałam wybrać siebie.
Nie mogłem cię stracić mówi w twoją stronę z tym uśmiechem, z drżącymi kącikami i widzisz, że to wcale nie było dla niego łatwe. Przeczesujesz dłonią włosy i czujesz jak kurtyna, którą sami rzuciliście na wasz związek nagle spada - i znowu wszystko jest proste, i znowu wszystko jest takie jak dawniej. Pochodzisz bliżej i on przytula cię mocno z takim zaangażowaniem, jakby to była najprostsza czynność dnia codziennego, jakby przez ostatnie dwadzieścia dwa lata nie robił nic innego. Spod twoich przymkniętych powiek wypływa kilka łez mocząc ponownie jego koszulę zupełnie jak wtedy, gdy otworzyłaś się przed nim po raz pierwszy. Minęło tyle dni, znienawidziłaś tyle piosenek, ale jedno się nie zmieniło - tylko on potrafił spojrzeniem sprawić, że wszystkie rany się zasklepiały, był twoim plastrem, magicznym antidotum prawie jak z pracowni Merlina. Przepraszam, Olcia czujesz jego ciepły oddech tuż przy swoim uchu i słyszysz jego zachrypnięty z emocji głos. - Nigdy nie powinienem był ci kazać wybierać.

Uśmiechasz się do niego ciepło, bo takie jest już życie. Pełne wyborów, pełne rozstajów dróg, ale nigdy nikt ci nie powie czy robisz dobrze. Samodzielnie musisz podejmować decyzję, zgodnie z własnym sumieniem, bo kiedyś nadejdzie czas, gdy będziesz musiała postawić na siebie. Może zmienisz swoje życie, może komuś wybaczysz, może kogoś stracisz. Nie możesz zbyt długo kalkulować, bo każda chwila jest jedyna w swoim rodzaju, a najlepsze rzeczy dzieją się przypadkowo. Nie bój się, bo życie nie jest tylko czarne albo białe - życie to wiele odcieni szarości, a w niej przecież nie da się zamarznąć.


***

Zanim przejdę do tego co chcę napisać muszę Wam coś wyznać.
Bo Artur i Olek siedzieli mi w głowie długo - jakoś od 2015, gdy może znana Wam Em. chciała ich zrobić bohaterami swojego opowiadania, które nominalnie nie powstało, ale ciii
Ja dalej o nich pamiętałam i tak jakoś wyszło, że weszli mi na głowę i nie mogłam się ich pozbyć.
Długo nie mogłam ochłonąć po Pucharze Polski.
Ale jestem z nimi.
Znowu.
I mam nadzieję, że Was nie zawiodłam, bo to już koniec.
Ale czegoś pięknego, bo ważnego dla mnie.
Dziękuję z całego serca.
Za wszystko.
Wrócę niedługo.

+ możecie mnie znaleźć tutaj: łamię swoje zasady i piszę o Kochanowskim
++ za jakiś czas będą z nimi: znowu Linn i znowu Tande (u mnie bez tego wąsa)

piątek, 26 stycznia 2018

five

Często farsę rzeczywistości można oddać na scenie jedynie tragedią

Ostatni dzień w roku nastrajał wszystkich jakąś pewnością, że za kilkanaście godzin wszystko zmieni się na lepsze; że niby nas kryzys nie dotyczył, a kolejki do najpopularniejszych stylistów fryzur, makijażystek i innych ludzi specjalizujących się w przemienieniu nas na ten jeden wieczór w gwiazdy niczym z rozdania Oscarów mówiły same za siebie. Ciebie również dopadł sylwestrowy szał zakupów, na które dwa dni przed wielką imprezą, którą organizował znajomy jakiegoś znajomego, zabrała cię Kamila wyciągając z twoich rąk laptopa, z którego machały do was sutki Jennifer Anniston. Kilka korków później, trzy kawy bezkofeinowe dalej i z lżejszym o kilka stuzłotowych banknotów portfelem później wtaszczyłaś do jej mieszkania wielką torbę której zawartość miała sprawić, że wszystkie kobiety będą chciały wydrapać ci oczy, a szczęka Artura spadnie z głośnym łoskotem na wykafelkowaną podłogę. Czy tak się stało? Nie byłaś do końca pewna, bo chociaż twój partner był pod wielkim wrażeniem czerwonego materiału to ty starałaś się nie rzucać za bardzo w oczy kobietom, które mogły by cię wbić w ziemię swoimi szesnastocentymetrowymi szpilkami. Przytulając się do przyjmującego, które dłonie czułaś na lejącym się materiale chłonęłaś każde słowo śpiewane przez Ellie Goulding. Miałaś wrażenie, że rzeczywiście wszystko teraz będzie lepsze, bo chociaż ostatnia rozmowa z przyjaciółką wzbudziła w tobie spore wątpliwości teraz miałaś ochotę zaśmiać się na jej zarzuty, że jednak czujesz do szatyna coś więcej niż tylko przyjaźń. Uwielbiam Artura, ale to właśnie Śliwka rozumie cię bez słów, mimo że nie dopuszczasz tego do własnej świadomości. - jej słowa gdzieś rzucone mimochodem między kolejnymi ubraniami, które wkładała do olbrzymiej szafy zalęgły się w twojej głowie i rozbrzmiewały co jakiś czas pobudzając do wzrostu coś co próbowałaś ignorować - niepewność. Przytuliłaś się do niego jeszcze mocniej próbując, aby jego ciepło i zapach jego perfum sprawiły, żeby cała inna rzeczywistość przestała istnieć. Marzyłaś, żebyście kołysali się tak blisko siebie nieskończenie długo szczęśliwi z tej bliskości i dłoni w dłoni, o której chodzi we wszystkich bajkach i baśniach. Uniósł delikatnie twój podbródek i uśmiechnął się rozczulająco na krótką chwilę, obrócił cię wokół własnej osi a ty nie potrafiłaś powstrzymać uśmiechu.
– Ola, czy ty czujesz coś do Olka? – zapytał poważnie w chwili, gdy wydawało ci się, że nie może być lepiej a te niepokojące myśli znikną jak wysypka po zjedzeniu orzechowych ciastek, jednak odruchowo odwróciłaś głowę w stronę szatyna kręcącego się gdzieś obok stołu z przekąskami zaciskając na chwilę usta. Pośród tych wszystkich wirujących na parkiecie par on postanowił zadać ci pytanie, na które odpowiedzi nie chciałaś, na które odpowiedzi się bałaś. Czy to nie jest ironia? Że przez tyle lat bałaś się mówić swoje zdanie, ponieważ wiedziałaś, że matka i tak zmiesza cię z błotem, a teraz, gdy o wypowiedzenie się prosi cię osoba, która skoczyłaby za tobą w ogień również milczysz? Zaciskasz mocniej palce na jego błękitnej koszuli, wpatrujesz się w granatowe guziczki, które miałaś w planach rozpinać niecierpliwymi palcami, gdy tylko znowu przekroczycie próg jego mieszkania, już w nowym roku, który miał być twoim rokiem.
– To z tobą, a nie z nim jestem – szepnęłaś patrząc mu w oczy, chcąc w nich utonąć na dłużej jednak nie umiałaś. Pokręcił krótko głową patrząc na coś lub na kogoś powyżej twojego ramienia, a ty prawie przestałaś oddychać.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie – uśmiechnął się pod nosem uderzając rytmicznie palcami w twoją talię. Nie brzmiał oskarżycielsko, brzmiał raczej jak starszy brat, który zauważył, że coś się dzieje w twoim życiu, brzmiał jakby zaraz miał ci oznajmić, że będzie cię bronić i chronić.  – Widzę jak patrzysz na niego, a jak patrzysz na mnie.
– Między nami do niczego nie doszło – odparłaś szybko, jednak blondyn pokiwał tylko głową ze zrozumieniem. Przystanęłaś na parkiecie nie zwracając uwagi na tańczących, bo teraz liczył się tylko przepełniony miłością i pewnością wzrok przyjmującego. – Lubię z nim rozmawiać  – powiedziałaś po dłuższej chwili spuszczając głowę niczym skarcone dziecko.
– Ola, posłuchaj – potknął palcami twój podbródek unosząc go do góry z niewielkim uśmiechem – Ja nigdy nie umiałem ci pomóc, a jemu wystarczyła rozmowa. Ja nigdy nie rozwiązałem twoich problemów, bo wolałem uciec od tego. Nie mogłem patrzeć jak cierpisz, ale nie potrafiłem sprawić, żebyś się przede mną otworzyła. Czy to nie jest ten moment, w którym powinniśmy życzyć sobie szczęścia i po prostu się rozstać?
– Artur – czułaś jak bardzo drży twój głos, a w głowie panowała ogłuszająca cisza. Czułaś pustkę, którą chciałaś jakoś wypełnić i nie byłaś świadoma swojego ciała, otwierających się ust i tych słów, które przecięły powietrze w nienaturalnym szepcie, bo czułaś, że znowu coś wypada ci z rąk – Kocham cię.
– Posłuchaj mnie; właśnie dlatego, że tak cholernie cię kocham nie pozwolę, abyś zmarnowała sobie życie, żebyś była nieszczęśliwa. Zawsze będę, gdy tylko zadzwonisz, ale nie potrafię żyć z myślą, że kiedyś cię do czegoś zmusiłem. Niezależnie od tego, którego z nas wybierzesz to ja to zaakceptuję – uśmiechnął się – A on? On już taki jest, że pewne rzeczy przychodzą mu z trudnością. W pewnym sensie jesteście do siebie podobni i to pewnie dlatego mam was tak blisko siebie – po chwili czułaś jego zapach tuż przy sobie, a jego usta dotykały twojego policzka. Uśmiechnęłaś się smutno, gdy odchodził w głąb sali, a kilka godzin później stał tuż obok wielkiego okna by wraz z szatynem odliczać ostatnie sekundy starego roku. Patrzyłaś na nich trzymając w dłoni wysoki kieliszek z szampanem czując, że wiesz co masz robić, kogo wybrać i z kim się zestarzejesz. Zaczesałaś palcami włosy uwalniając je od tryliona wsuwek i wtedy zobaczyłaś, że on na ciebie patrzy jakby bał się, że uciekłaś. Uśmiechał się szeroko i był naprawdę szczęśliwy, a jego uśmiech ogrzewał cię tak mocno, że wiedziałaś, że już nigdy nie zmarzniesz.

***

Wysiadasz z taksówki rzucając kilka banknotów kierowcy i od pierwszego niepewnego kroku szukasz jego sylwetki gdzieś między budynkami, samochodami i tym całym miejskim życiem. Przeczesujesz palcami włosy chcąc chociaż na chwilę uspokoić rozemocjonowane serce, które podchodzi ci do gardła ze strachu, że kolejna osoba, do której się przywiązałaś zniknie z twojego życia. Weszłaś po szklanych schodach i sama nie wiedziałaś co powiedzieć. Stał w ciszy wpatrzony w jeżdżące samochody, jakby się zastanawiał nad czymś ważnym, istotnym. Odchrząknęłaś podchodząc do niego i również opierając się o barierkę jakby to miało ci pomóc w zrozumieniu jego myśli, jakbyś mogła zobaczyć jak on widzi świat.
– Martwiłam się – brzmisz żałośnie i sama masz sobie ochotę dać w twarz,  jednak on tylko spogląda na ciebie kątem oka i znowu powraca do poprzedniego zajęcia. – Zrozum, że to moja matka i ja nie potrafię tak bezczynnie patrzeć jak umiera. Mimo wszystko się o nią boję. – twój głos drży i nie jesteś w stanie powstrzymać poczucia winy, tego rozerwania, które z jednej strony go rozumiało, a z drugiej tak bardzo pragnęło wybaczyć matce.
– Czy ty tego nie rozumiesz? –unosi głos obracając się w twoją stronę; widzisz łzy stojące w jego oczach i znowu się gubisz, znowu czujesz się jak w sytuacji bez wyjścia, a nie chcesz znowu wybierać kogo łatwiej odrzucić. – Ja się o ciebie boję, tak cholernie się o ciebie boję, że nie potrafię jej współczuć. Mimo, że wiem, że ją w jakiś sposób kochasz to nie wyobrażam sobie sytuacji, że naprawiacie swoją relację. Wspólne obiady? Popołudniowe plotki? Zbyt długo ją znam, żeby uwierzyć w jakąkolwiek zmianę, przepraszam. – chwyta twój nadgarstek kręcąc głową. - Pamiętasz tamtego sylwestra? Obiecałem sobie wtedy, że nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Nie pozwolę na to, żeby ona znowu zrobiła z ciebie kozła ofiarnego, bo nas wtedy nie będzie. Nie będziemy mogli ci pomóc.
Wyrywasz się z jego uścisku czując w ustach metaliczny smak strachu o następne dni i o całą przyszłość, jakby cały twój idealny plan w jednej chwili legł w gruzach, a ty nie miałabyś siły, aby od nowa stawiać fundamenty.
– To jest moje życie – warczysz w jego stronę zupełnie nie zwracając uwagi na to wszystko co się dzieje dookoła. – Może ja chcę być tym kozłem ofiarnym? Daj mi choć raz w życiu podjąć samodzielnie decyzję! Nie możesz wiecznie trzymać mnie pod kloszem - nie o to chodzi byciu ze sobą. – głowa cię boli od tych wszystkich uczuć, które wylatywały uszami, a z każdym twoim słowem robiło się tam coraz czyściej. Wszystko wlatywało do odpowiednich szufladek, ale ty dalej nie wiedziałaś co robić. On przymyka oczy ubierając kaptur, a ty zagryzasz wargi. Znowu coś staje między wami.
– Gdzie jestem w tym wszystkim ja? – szepcze i widzisz jak bardzo walczy ze sobą, aby zachować chociaż względny spokój.  – W takim razie będziesz musiała podjąć jeszcze jedną decyzję: albo ona albo ja – po jego policzku spływa łza, którą jednak szybko ściera ją wierzchnią stroną dłoni.
Stoicie naprzeciw siebie, patrzycie w swoje pełne łez oczy i dla żadnego z was ta rozmowa nie jest łatwa. Jednak on ma w sobie tyle odwagi, żeby podjąć decyzję, uprzeć się przy swoim zdaniu, a ty dalej jesteś kłębkiem pytań bez odpowiedzi, znaków zapytania i strachu, więc nawet za nim nie krzyczysz, gdy szepcze, że cię kocha ponad wszystko i odchodzi. Stoisz  tylko czując zimno przechodzące przez całe ciało i marzniesz z bólu, smutku i miłości.

***

Lubimy się z nimi bardzo i będzie dziwnie się pożegnać.
To opowiadanie miało wyglądać inaczej, ale podoba mi się
Macie ankietę, sama jestem ciekawa.
Piszcie, klikajcie -  może nawet dowiecie się kogo ja w jakiej roli widzę.
Zobaczymy, nie obiecuję ♥

niedziela, 14 stycznia 2018

four


Serce człowieka bije drugiego niemiłosiernie


   Popatrzyłaś z uśmiechem w lustro poprawiając po raz kolejny kosmyk, który co chwilę wychodził ci w warkocza, nad którym męczyłaś się prawie godzinę, aby wyglądać dobrze na wigilijnym spotkaniu z resztą stołecznej drużyny. Czułaś się stremowana, bo to miało być właściwie pierwsze oficjalne spotkanie, na które miałaś iść z blondynem i bardzo chciałaś zrobić dobre wrażenie. Uniosłaś brwi kiwając głową na widok przyjmującego wychodzącego z łazienki w błękitnej koszuli i gdybyś tylko umiała zagwizdałabyś z podziwem. Mrugnął do ciebie opierając się o twoją głowę z zawadiackim uśmiechem. 
   – Rozważam właśnie czy na pewno musimy iść na tę drużynową kolację, piękna – pocałował cię delikatnie w policzek, a twój śmiech wypełnił mieszkanie. Odczuwałaś szczęście każdą komórką ciała, zupełnie jakby inna rzeczywistość nie istniała. Latałaś kilka centymetrów nad ziemią nawet, gdy nie było go w pobliżu. Odczuwałaś każdą rozłąkę bardzo mocno i choć ledwo zamknęłaś drzwi jego mieszkania chciałaś tam wrócić i zostać już na zawsze. Nie spieszyło ci się do domku z ogrodem, psa i gromadki dzieci, ale dzięki Arturowi poznałaś jakąś stałość, monotonię, której usilnie szukałaś od pierwszych lat swojego życia. Chłopak może nie czytał z ciebie jak z otwartej księgi, ale doceniałaś tę wolność, którą ci dawał i zaufanie, które okazywał ci na każdym kroku; niezależnie od tego czy chodziło o wybór bułek w osiedlowym sklepie czy dobranie garderoby. Uszczęśliwiał cię małymi rzeczami, a ty chciałaś mu dać wszystko co tylko mogłaś, choć miałaś niewiele. Czasem wydawało ci się, że może to jednak nie to, że to tylko bańka, która przeszkadza ci coś dostrzec. Nie rozmawialiście o twojej matce, twoim domu, dzieciństwie i może niepotrzebnie dawkowałaś mu te informacje, jednak widziałaś jak bardzo jest uczuciowy, a twoja biografia mogłaby przydusić każdego kto by się z nią zapoznał. Byłaś szczęśliwa przy nim i nic nie mogło tego zmienić. Odwróciłaś się w jego kierunku i widziałaś jak na ciebie patrzy; z miłością, z troską. Stawałaś się przy nim pewniejsza siebie, bo to wszystko co robił i co mówił potwierdzało, że dla niego jesteś najpiękniejszą kobietę na całym świecie. 
   – Te kilka miesięcy, od których się spotykamy są najlepszymi w moim życiu – uśmiechnęłaś się do niego stając na palcach, żeby go pocałować. – Dziękuję, Artur. – to był taki wasz mały rytuał, a właściwie twój, bo wiedziałaś, że miałaś wielkie szczęście, że spotkałaś pośród tylu ludzi właśnie Artura, który był ideałem wielu kobiet, a jednak jego kobietą byłaś właśnie ty.
– Cieszę się, że mogę widzieć cię taką radosną – odwzajemnił uśmiech dotykając opuszkami palców twojego policzka – Wiem, że to może za wcześnie, ale naprawdę mi na tobie zależy. – wtuliłaś się w niego ufnie wdychając mocne perfumy, które stały obok lustra. Objął cię mocniej, jakby chciał abyś posłuchała jak mocno bije jego serce, jakby chciał ci pokazać, że bije tylko dla ciebie. Czułaś dreszcze na całym ciele, które nie zniknęły nawet w momencie, gdy ktoś spróbował dostać się do waszej bajki dzwoniąc dzwonkiem. Oparłaś się o ścianę próbując unormować nierówny oddech, gdy do pomieszczenia wszedł brunet. Przywitali się szybko, a ty uśmiechnęłaś się widząc, że znowu jest między nimi dobrze. Artur mruknął coś o tym, że zaraz możecie wychodzić tylko skończy się golić, a ty pokiwałaś głową. Perspektywa pozostania sam na sam z Aleksandrem napawała cię jakimś nieuzasadnionym lękiem, bo chociaż tak jak obiecał nie wspomniał twojemu chłopakowi o tamtej sytuacji czułaś, że wystarczy jeden twój ruch, a wszystko się wyda. Nie chciałaś go w to mieszać, bo i tak wiążąc się z tobą wziął na swoje barki cały worek nieszczęść. 
   – Ładnie wyglądasz – uśmiechnął się do ciebie nieśmiało poprawiając ciemny płaszcz. Nie umiałaś określić co sprawiło, że nagle zrobiła ci się strasznie gorąco; czy to większa liczba osób w mieszkaniu czy może uśmiech, który zagościł gdzieś w jego dołeczkach, iskierki w oczach czy twoje własne ciało, które rozlało po twoim wnętrzu coś co temperaturą przypominało rosół. Założyłaś pośpiesznie za ucho kosmyk włosów budząc przy tym jego cichy śmiech. 
   –  Chcesz coś do picia? – zapytałaś starając się nie patrzeć na niego; błądząc gdzieś po podłodze i obrazach wiszących na ścianach. Kiwnął głową i podążył za tobą do kuchni i zupełnie nie widziałaś co uniemożliwiało ci oddychanie: jego perfumy, od których kręciło ci się w głowie, wspólna tajemnica czy może jednak cień uczucia, które niespodziewanie zaczęło kiełkować, ale jeszcze samo nie wiedziało co z niego wyrośnie.


***


   Cisza siedziała ci na płucach uniemożliwiając swobodne oddychanie coraz bardziej z każdą chwilą, która minęła od kiedy trzasnął drzwiami. Nie mogłaś już zliczyć wypitych przez ten czas herbat, po których kubki walały się po parapetach rzeszowskiego mieszkania, jego stołach, wystających blatach, a kilka pustych butelek po wodzie stało w rzędzie przy drzwiach wejściowych. Chodziłaś od okna do okna wypatrując mężczyzny w ciemnej bluzie. Zagryzłaś ponownie wargę siadając na krześle budząc nikły uśmiech pod nosem tego drugiego, który został, który nie skreślił cię od razu, gdy powiedziałaś czemu wróciłaś. Uniosłaś brwi chwytając biały kubek z imieniem właściciela mieszkania. 
  – Ochłonie i przyjdzie – rzucił lakonicznie zmieniając stację w stojącym na półce radiu. Przewróciłaś oczami wiedząc, że rzucił to na odczep, abyś zajęła myśli chociaż na chwilę czymś innym. Obróciłaś w palcach telefon komórkowy, który dalej był ciepły od kolejnych prób połączenia się z przyjmującym, które on tak uparcie odrzucał. Nie miałaś pojęcia, gdzie go szukać, bo to nie była Warszawa, w której wystarczyło złapać taksówkę i rzucić adres najpopularniejszego parku wśród rodowitych warszawiaków i tych mniej tutejszych. – Zaskoczyłaś go.
Wstałaś ponownie z miejsca opierając się plecami o ciemną futrynę i przymknęłaś oczy. Słyszałaś jak twój rozmówca próbuje przekonać cię, żebyś wzięła prysznic i położyła się spać, aby oderwała od siebie na chwilę to cholerne poczucie winy, poczucie, że krzywdzisz najbliższą ci osobę. Zaplotłaś dłonie na karku czując promieniujący po całym ciele ból; nie ten egzystencjonalny. 
   – Ty też nie byłeś na to przygotowany – rzuciłaś  mimochodem i byłaś pewna, że wciągnął na chwilę powietrze, aby ukryć zmieszanie. – Oboje byliście pośrodku tego bałaganu i oboje wiecie dlaczego zanim pojechałam do Warszawy chciałam porozmawiać z wami. Wiem, że trwa sezon, ale chciałabym, żebyście pojechali tam razem ze mną. – wyrzuciłaś to z siebie i mimo wcześniejszych rozmyślań wcale nie czułaś się lepiej; wręcz przeciwnie. Jakby ten cały pomysł był coraz bardziej absurdalny i wszyscy poza tobą widzieli, że przyniesie jeszcze więcej strat, ale ty nie miałaś już czego tracić. Nie chciałaś uciekać, po raz kolejny zmieniać swojego życia o 180 stopni i chociaż próbowałaś przez wiele bezsennych nocy wyrzucić z głowy obraz szczęśliwej rodziny, dzieciństwa, które i tak wspominałaś z rozrzewnieniem to w końcu stojąc niedaleko London Eye i oglądając odbijające się w Tamizie fajerwerki zrozumiałaś, że kobieta, która niszczyła cię przez wiele lat i tak do końca pozostanie twoją matką, której chciałaś z całego serca dać kolejną szansę. 
   – Wybacz, ale na twoim miejscu cieszyłbym się, że nie dał ci możliwości zaproponowania tego wyjazdu do Warszawy. Wtedy nie musiałbym się długo zastanawiać czy również nie trzasnąć drzwiami – zerknęłaś na niego krótko i czułaś się jak dziecko, które nie chciało bawić się z innymi w przedszkolu. Odetchnęłaś głęboko wybijając jakiś zasłyszany gdzieś rytm palcami na białej ścianie. Pokręcił głową podchodząc do okna i wpatrując się w panoramę miasta, które miało znowu was podzielić? Zagryzłaś wargi próbując wyłowić z natłoku myśli kotłujących się w twojej głowie jakieś zdanie, które mogłoby cię wytłumaczyć, przedstawić swój punkt widzenia. – Faktycznie, postąpił zbyt impulsywnie trzaskając drzwiami, ale do cholery on się o ciebie martwi właśnie dlatego, że był wtedy przy tobie. Obaj wiemy tylko jedno, że nie pozwolimy abyś przechodziła to po raz kolejny, a twoja matka nie doznała nagle magicznej metamorfozy; ona cię niszczyła zdecydowanie zbyt długo. Jemu naprawdę na tobie zależy, Olka. 
    – Tobie też, ale jakoś dalej tutaj jesteś – nie myślałaś długo nad swoimi słowami, bo czułaś, że to zaczyna cię przygniatać. Może źle zrobiłaś, że im o tym wszystkim powiedziałaś? Może powinnaś raz samodzielnie podjąć decyzję? To w końcu było twoje życie i oni nie mogli wiecznie trzymać cię pod kloszem, ale przecież chciałaś dobrze, chciałaś być z nimi szczera, bo to im zawdzięczałaś wszystko co teraz miałaś, bo to wydzieli cię jak upadasz i pomogli ci wstać trzymając mocno za ręce i zaklejając zdarte kolana plastrami, a potem dbali, żeby wszystko się zagoiło i pozostawiło jak najmniej blizn. 
   – Ola – obrócił się przez ramię patrząc ci w oczy z wyrzutem. Wiedziałaś, że to zupełnie coś innego, ale nie potrafiłaś zrozumieć dlatego on tak po prostu wyszedł i od ponad trzech godzin błąka się po ulicach Rzeszowa myśląc zapewne o wszystkim innym, ale nie o tobie. Sprawiłaś mu przykrość mi teraz, po fakcie zdawałaś sobie z tego sprawę, ale nie umiałaś dłużej żyć bez kontaktu z rodziną, a poza matką nie miałaś nikogo innego. Miałaś ich, dwóch muszkieterów, ale to nie z nimi łączyły cię więzy krwi, nie oni przeżywali z tobą kolejne dziecięce lata i to nie oni chodzili z tobą do lekarza, gdy złamałaś rękę na trzepaku przed blokiem. Przewróciłaś jeszcze raz oczami i podchodząc do stołu, a właściwie do telefonu, którego wibracja oznajmiła przed chwilą nadejście wiadomości tekstowej. Odblokowałaś urządzenie przełykając głośno ślinę co wywołało zaciekawienie w stojącym przy oknie mężczyźnie. 
   – Napisał? – zapytał, ale odpowiedź wydawała się oczywista. Kiwnęłaś głową jeszcze raz czytając adres, pod którym chciał się spotkać i porozmawiać. – Idź, poczekam. – stanęłaś na palcach całując go lekko w policzek i szepcząc, że jest najlepszy po tym prawie w biegu próbowałaś ubrać kurtkę i nie minęła chwila a ty już zbiegałaś na parter, bo chciałaś mu wszystko wyjaśnić, bo nie mogłaś znieść myśli, że twoja decyzja może was w jakiś sposób osłabić i nawet nie chciałaś myśleć, że mogłaby coś miedzy wami zniszczyć.

***

witam Was w 2018, który powinien być lepszy, bardziej twórczy i mam nadzieję, że da nam wszystkim więcej emocji - tych reprezentacyjno-pozytywnych. oni dalej tkwią w starym roku, z tymi samymi problemami no i co? nie chcę zabierać wam radości, ale jak sądzicie? kto wyszedł? kto został?

P.S. Widzę się z kimś w Hali Stulecia na Pucharze Polski? ♥

sobota, 23 grudnia 2017

three


Ci, co śnią mają noce bezsenne


Odłożyłaś ostatni z obiadowych talerzy do oklejonej sklejką szafki, która była chlubą twojej matki, ponieważ jej kolor idealnie komponował się z meblami w przyległym do kuchni pokoju, który nazywała salonem, chociaż pełnił też rolę jej sypialni, jadalni i pokoju gościnnego. Westchnęłaś poszerzając błąkający się po twojej niewinnej, zarumienionej od temperatury panującej w pomieszczeniu twarzy uśmiech, który mógłby ratować przed śmiercią i kończyć wojny, usuwać cierpienia i kleić pęknięte na pół serca. Spoglądałaś na spadające z nieba płatki śniegu, które miały sprawić, że całe Warszawa zmieni się w krainę, której opis znałaś tylko z wertowanych wiele razy baśni duńskiego pisarza. Chciałaś poczuć mroźne powietrze w płucach i zachłysnąć się oszronionymi oknami wystawowymi starych sklepów przy Marszałkowskiej, napić się grzanego wina otulona ciepłym kocem w mieszkaniu przyjmującego Politechniki. Zagryzłaś policzek od środka słysząc dźwięk otwieranych drzwi od łazienki, które skrzypnęły niemiłosiernie. Od kilkunastu dni nie widywałaś matki praktycznie wcale, bo albo ona wychodziła wcześnie do pracy w Urzędzie Dzielnicy, albo to ty wracałaś po zajęciach do domu grubo po przyzwoitej godzinie - teraz, gdy już poznałam Artura zwyczajnie bałaś się, że wykorzysta to, że mu zwyczajnie na tobie zależy. Ona niszczyła każdy twój związek, każdą przyjaźń, bo sama uważała, że ludzie są fałszywi i nikomu nie wolno ufać. Większość sąsiadek, mam twoich koleżanek z liceum ją uwielbiała, bo zawsze zagadała, pamiętała o imionach dzieci, imieninach i wakacjach nad Bałtykiem, jednak ona obgadywała je z innymi, nie liczyło się dla niej to, że powiedziały jej coś w sekrecie. Zdałaś sobie sprawę jak bardzo podłą i dwulicową osobą jest w momencie, gdy całe osiedle wiedziało, że zerwał z tobą syn właściciela tego sklepu niedaleko Wisły. Te wszystkie spojrzenia czasem dalej budzą cię w nocy.
Pozmywałam powiedziałaś przecierając ostatni raz blat szafki stojącej najbliżej ciebie. Odetchnęłaś głośno krótko spoglądając na krajobraz za szybą.
Na coś się w końcu przydałaś stwierdziła chłodno odkładając na stół telefon komórkowy. Będziesz czekała na oklaski? Utrzymuję cię, więc to chyba normalne, że coś robisz.
Przymykasz na chwilę oczy próbując uspokoić oddech, zachować spokój, chociaż czułaś jak  nie możesz złapać w płuca odpowiedniej ilości powietrza. Nerwica pojawiła się już kilka lat temu, zbiegła się z odejściem od was ojca, który wyjechał za zachodnią granicę i już więcej go nie widziałaś. Uśmiechnęłaś się nieśmiało chcąc dodać sobie odwagi, bo miałaś poprosić matkę o jedną rzecz. Przełknęłaś ślinę opierając się biodrami o drzwiczki.
Mamo, zbliżają się święta i pomyślałam sobie, że może mogłabyś mi pożyczyć trochę pieniędzy mówiłaś powoli uważnie patrząc jak wykrzywia usta w coraz większym uśmiechu. Oddam jak tylko zarobię jakieś pieniądze, proszę.
Mam sponsorować prezenty dla twojego kochasia? jej słowa, tak ociekające ironią sprawiły, że poczułaś na przedramionach gęsią skórkę.   Nic w domu nie robisz jak nie masz w tym swojego interesu, a ja nie dość, że cię utrzymuję mam jeszcze dawać ci pieniądze? Córeczko, nie bądź śmieszna.
Chciałaś dodać, że to tylko niewielka suma, bo sama sporo odłożyłaś na tegoroczne prezenty, ale wiedziałaś, że to zaczęłoby kolejną kłótnię.Zbliżały się święta i naprawdę marzyłaś o tym, żebyście chociaż raz nie siadały do kolacji pokłócone. Kiwnęłaś tylko głową, że rozumiesz i nawet nie wydusiłaś z siebie, że jest ci przykro. Powiedziałaś, że idziesz wyrzucić śmieci zgarniając tylko z wieszaka czarny płaszcz i zamknęłaś drzwi, choć miałaś ochotę trzasnąć nimi z całej siły. Miałaś ochotę krzyczeć, płakać i zamknąć się w swoim pokoju już zawsze. Nie musiałaś długo czekać, ledwie przeszłaś kilka schodów, a poczułaś na swoich policzkach gorące łzy, których kolejny raz nie umiałaś powstrzymać. Kłóciłaś się sama ze sobą, że przecież nie musi być tak dłużej, ale nie przyjmowałaś do siebie możliwości odcięcia się od kobiety definitywnie. Wybiegłaś na ulicę bez czapki, już nawet zapominając o magicznej pogodzie, pruszącym śniegu - byłaś tylko kulka smutków, których rozgonić nie mogły nawet iluminacje świetlne na drzewach i kolorowe ozdoby w oknach pobliskich kamienic. Nie rozglądałaś się wokół, szłaś przed siebie i szła byś tak długo jak starczyłby ci sił, może wtedy przestałabyś czuć, ale nieopatrznie weszłaś w kogoś kogo nigdy nie chciałaś spotkać będąc w takim stanie - rozdygotana, zapłakana, z rozpiętym płaszczem i zamglonym spojrzeniem.
Ola? rozległ się znajomy ci głos, jednak nie byłaś w nastroju na spotkanie z najlepszych przyjacielem swojego chłopaka. Coś się stało? czułaś jak obejmuje cię swoimi silnymi ramionami i przepełniło cię niesamowite ciepło. Zagryzłaś tylko wargi i próbowałaś nie zmoczyć jego zimowej kurtki swoimi łzami, bo znowu zapomniałaś, że dla własnej matki jesteś nikim skoro nie studiujesz prawa. Zaprzeczyłaś głową i dałaś się mu poprowadzić w nieznajomym kierunku, który nie za bardzo cię interesował.


***


Przetarłaś zapuchnięte od łez oczy próbując przypomnieć sobie moment, w którym straciłaś kontakt z otaczającym cię światem. Nie sądziłaś, że Aleksander zaprowadzi cię do swojego mieszkania, otuli grubym kocem i poda kubek parującej herbaty. Nie byliście przyjaciółmi, łączył was tylko i wyłącznie Artur, który nalegał na wspólne spotkania kilka wieczorów w miesiącu. Witaliście się nieco wymuszonym uśmiechem i przyjmujący był ostatnią osobą, którą podejrzewałabyś o podanie ci pomocnej dłoni. Miałaś wrażenie, że ma ci za złe, że tyle czasu poświęca ci Szalpuk, bo chociaż tego nie chciałaś zmieniłaś ich przyjaźń już chyba na zawsze. Czasem wymieniliście po meczu kilka zdań dotyczących pogody, odcinka serialu, który okazało się, że on też oglądał czy po prostu formy zespołu. Niespodziewanie przebiłaś jego bańkę prywatności, gdy przekroczyłaś próg tego mieszkania, ale to przecież nic między wami nie zmieniało.
– Wydawało mi się, że potrzebujesz odpoczynku – powiedział cicho i niepewnie, co zupełnie nie pasowało do wersji chłopaka, którą znałaś z wieczorów przy grach planszowych czy meczy - walczył, rozbawiał chociaż sam próbował być niewrażliwy. Kiwnęłaś tylko głową przeczesując palcami włosy, bo nie stać cię było na inny gest. Czułaś się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy matka skrytykowała cię pod obecność Artura, z którym nigdy nie podejmowałaś tego tematu. Wtedy tylko pocałował cię szybko w głowę i powiedział, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Byłaś mu za to wdzięczna, bo pękło by ci serce, gdyby zakopał się w twoje rodzinne brudy zbyt głęboko. Siedziałaś na kanapie przyjmującego i pierwszy raz od bardzo dawna czułaś wewnętrzny spokój, chociaż dalej drżały ci ręce, a płuca miały problem z nabraniem powietrza. Nie nalegał na podziękowania, których na razie i tak nie potrafiłaś z siebie wydusić.
– Olek – spojrzałaś na niego dostrzegając w jego oczach troskę i zmęczenie. Uśmiechnął się do ciebie poprawiając się na fotelu obok kanapy. – Mógłbyś nie mówić o tej sytuacji Arturowi? Bardzo cię proszę.  – zagryzłaś wargi i cienką linię patrząc na jego zmarszczone brwi, jakby próbował dowiedzieć się wszystkiego bez twoich słów. Zmieszał się przełykając głośno ślinę, a rozejrzałaś się niepewnie po niewielkim, skromnie urządzonym pokoju.
– Czy ktoś cię skrzywdził? – zapytał poważnie kręcąc głową, bo nawet według ciebie twoja prośba zabrzmiała żałośnie. Chwyciłaś kubek z resztą herbaty, aby zająć czymś palce, bo co miałaś mu odpowiedzieć? Że to wszystko wina twojej matki, że po prostu nie umiesz radzić sobie z własnymi emocjami, że przez całe życie chodzisz w masce, którą akceptuje społeczeństwo?  – Obiecuję ci pomóc.
Odetchnęłaś głośno wstając z miejsca i podchodząc do okna. Czułaś na sobie jego spojrzenie i wiedziałaś, że nie odpuści, że póki mu nie odpowiesz nie przestaną cię dręczyć te wyrzuty sumienia. Obserwowałaś w skupieniu przejeżdżające pod oknem samochodu i miałaś ochotę wybiec, uciec ponownie i wsiąść w jeden z nich, tak po prostu bez celu. Nigdy nie sądziłaś, że problemy będą ci tak bardzo ciążyć.
– Nie, wszystko jest dobrze – starałaś się uśmiechnąć, jednak widząc jego spojrzenie spuściłaś wzrok nieco speszona – Naprawdę, ja po prostu nie jestem tym kim powinnam według niektórych być.
Nie przeszkadzała ci cisza, która zapadła i to było coś nowego. Przymknęłaś oczy na dłuższą chwilę, ale dalej czułaś wzrok na sobie wzrok przyjmującego. Bałaś się tej więzi, której intensywność czułaś nawet na niego nie patrząc, ciężar tego wspólnego sekretu siedział ci na płucach i miałaś ochotę zwymiotować całe poczucie winy i to, że Aleksander siedział naprzeciw ciebie bez słowa,a ty coraz bardziej chciałaś mu wszystko powiedzieć. Tylko czy mogłaś go obarczać swoimi problemami, tajemnicami, o których nie wiedziała nawet osoba najbliższa twojemu sercu - Artur. Usiadłaś na parapecie uśmiechając się sama do siebie, trochę zbyt ironicznie, zbyt gorzko, aby uszło to jego uwadze. Słyszałaś jak wstaje i podchodzi do ciebie tak blisko, że czułaś ciepło jego ciała, miałaś je na wyciągnięcie ręki.

– Jak byłem mały bardzo bałem się spać bez lampki – otworzyłaś oczy przyglądając się temu jak nieśmiało się uśmiecha patrząc gdzieś na Warszawę, ponad twoim ramieniem. – Bałem się potwora, który mieszkał pod łóżkiem i bardzo dużo pomogła mi rozmowa z tatą, który pokazał mi, że go wcale nie ma. Łatwiej przełamać swój strach, gdy już się o nim komuś opowie. – wzruszył ramionami, a ty przesunęłaś się, żeby mógł usiąść obok ciebie. – Nie muszę być to, ale jeśli tylko będziesz chciała to cię wysłucham i spróbuję pomóc i nie martw się o Artura, nic mu nie powiem. – oparł się tyłem głowy o szybę, a ty czułaś, że nie możesz już dłużej czekać. Zaczęłaś mu opowiadać o wszystkim, o ukochanym psie, matce, zaginionym ojcu, licealnych problemach, przyszłości, marzeniach, Arturze i całej reszcie twojego pokręconego życia. Kapały łzy, traciłaś chwilami głos, a on robił kolejne kubki herbaty i ściskał twoją drobną dłoń dając tyle wsparcia ile tylko mógł, a gdy skończyłaś czułaś, że już nigdy nie spojrzysz na niego jak na świetnego aktora tylko jak na człowieka, któremu dałaś się poznać w chwili, w której powinnaś była zamknąć się w pokoju i zapijać smutki piernikowym piwem.

***

Myślę, że to tak na święta, z których okazji chciałabym złożyć Wam najpiękniejsze życzenia jakie tylko byłabym w stanie wymyślić, a to wyżej niech będzie prezentem, bo już prawie jest dobrze, a chcę Wam pokazać jak było z nimi źle.

sobota, 9 grudnia 2017

two

Zakochani z rozumu obrani


Chmury kłębiły się na ciemniejącym niebie i byłaś pewna, że zahaczały o dachy wieżowców warszawskich kancelarii  i nawet o czubek Pałacu Kultury, którym wydawałaś się być zainteresowana jedynie podczas długich, nużących wykładów w momencie, gdy wszystkie długopisy już się wypisały, bateria w telefonie groźnym piknięciem poinformowała o wyczerpaniu a twoja przyjaciółka już dawno skończyła liczyć barany. Zerknęłaś na stojący na półce między książkami o Zjednoczonym Królestwie, zegar, którego wskazówki wskazywały, że świętego spokoju masz jeszcze tylko czterdzieści minut. Uśmiechnęłaś się do blondyna, który uważnie cię obserwował od dłuższej chwili. Przechylił głowę śmiejąc się pod nosem, a ty tylko przewróciłaś oczami - lubiłaś, gdy był blisko, bo zawsze mogłaś się do niego zwyczajnie przytulić i zapomnieć o całej reszcie, o całej niesprawiedliwości, z którą mierzyłaś się każdego dnia. Jednak tym razem nie jedliście chińszczyzny w jego mieszkaniu, gdzie największym problemem było to, które z was ma zadzwonić do restauracji. Stukałaś równo obciętymi paznokciami w narzutę własnego łóżka we własnym pokoju, do którego wstępu broniłaś mu ze wszystkich sił - wymusił to na tobie twierdząc, że chce być częścią twojego życia, tylko nie zdawał sobie sprawy, że przekraczając próg praskiego mieszkania nie będzie już mógł żyć poprzednim życiem. Te pomieszczenia wsiąkały w człowieka z każdą chwilą, a krzywdy i krzyki, które wsiąkły w ściany i przedmioty stawały się dla przeciętnej osoby udręką, od której chciałby uciec jak najdalej. Przyjmujący stołecznej drużyny był zbyt niewinny, abyś mogła go tym obrzucić, nie chciałaś mu dokładać zmartwień, nie chciałaś, aby miał jakiekolwiek - chciałaś, żeby żył jak w idylli; zdrowy, grający w wyjściowym składzie, z twoim pełnym wsparcie, które mimo, że czasem wątpiłaś czy umiesz chciałaś mu je dać. Dźwięk przekręcanego w zamku wejściowych drzwi klucza cię sparaliżował.
Wróciłaś wcześniej? otworzyły się drzwi i wyjrzała zza nich wyfryzurowana głowa Z kochasiem, świetnie widziałaś kpinę w jej oczach, a wewnętrzne dziecko czuło się poniżone bardziej niż zwykle. Nigdy wcześniej nie ujawniała swojego zamiłowania do krytykowania cię przy jakiś znajomych, którzy raz po raz przewijali się przez wasze mieszkanie, jednak teraz czułaś, że będzie inaczej - nie pozostało ci nic innego jak zadrzeć głowę nieco wyżej i wbić paznokcie w przedramię siedzącego obok ciebie blondyna - Lepiej byś się za naukę wzięła niż polowała na takich biednych, nieświadomych twojej okropności chłopców. Nic nie możesz im zaoferować, córeczko.
Nie mogłaś patrzeć na Artura, który wydawał się aż za bardzo poruszony atakiem twojej matki. Nigdy nie było między wami kolorowo; nie podobało jej się w tobie wszystko - począwszy od zbyt grubych ud, przez brak ambicji do bycia kimś więcej niż zwykłym tłumaczem, towarzystwo, z którym się zadawałaś a skończywszy na fatalnym w jej mniemaniu guście. Żyłyście obok siebie i praktycznie codziennie krótko przed snem marzyłaś o tym, że to się kiedyś skończy. Nie miałaś siły o to walczyć, bo wystarczyłby jeden jej podpis, a twoja karta kredytowa przestałaby działać - byłaś od niej uzależniona, a ona chwilami bezczelnie to wykorzystywała. Zaciskałaś mocniej zęby, chowałaś się w sobie i czekałaś: aż zaśnie, aż wyjdzie do pracy, aż skończy na krótką chwilę łamać ci serce i obcinać jak kupony resztki samooceny. Blondyn przewiercał cię wzrokiem, a ty czułaś, że gdy na niego spojrzysz wszystko się rozsypie.
Ona się przecież świetnie uczy zaprotestował kręcąc głową i gdy przezwyciężyłaś swoje lęki obracając się w jego stronę był zupełnie obojętny na twoje błagalne spojrzenie, którym udawało ci się zwykle zmusić rozmówcę do zaprzestania niewygodnego dla ciebie tematu. Kobieta pokręciła rozbawiona głową nie wierząc w słowa chłopaka, które zawisły gdzieś nad beżowym dywanikiem, który od kilku lat był legowiskiem starego labradora. Dlaczego pani nie powie jej, że jest pani z niej dumna?!
Nauczono mnie, żeby nie kłamać, złociutki uśmiechnęła się do niego szeroko, a ty tylko zacisnęłaś powieki czując pod nimi łzy wielkości grochu. Od Artura biła pewność, wiara w ciebie i chęć wypowiedzenia swoich racji, które jednak nie były w tych sześćdziesięciu metrach kwadratowych akceptowane. To nie było to miejsce, bo zapach cynamonu jakby osiadł na burgundowych ścianach i dusił w gardło, gdy próbowałaś coś powiedzieć. Chyba twój aniołek się ze mną zgadza, bo nawet już nie przeczy.
Artur, odpuść proszę wyszeptałaś w jego kierunku przełykając ślinę, żeby mieć tyle w sobie spokoju, żeby spojrzeć rodzicielce w twarz bez popadania w szloch, który tylko by ją rozśmieszył. Łzy gromadziły ci się w kącikach brązowych oczy, jednak walczyłaś o to, żeby nie stracić nad sobą  kontroli, aby nie dać jej tej satysfakcji, która by tylko ją podbudowała. Proszę.



***



Wpatrujesz się w kolorowe lampki wokół kilku ramek ze zdjęciami, których odbitki sama trzymałaś w starym wydaniu Harrego Pottera. Potrzebowałaś tylko chwili, żeby poczuć się w tym miejscu tak swobodnie, jakby był to twój własny dom. Czułaś na sobie przez cały czas zdziwione spojrzenie, którym przeszywał cię na wskroś blondyn, jednak ty wolałaś poczekać na drugiego z przyjmujących. Rozkoszowałaś się każdą sekundą spędzoną razem z nimi zupełnie tak jak za każdym razem, gdy wyrywałaś im kilka chwil z treningowego trybu podczas ostatnich kilka lat. Brakowało ci ich na każdym kroku, ale tylko oni trzymali cię na Wyspach, wmawiali wiele razy, że to twoje miejsce, że tylko tam rozwiniesz się tak jak chcesz i mieli rację. Układałaś sobie życie między dwoma krajami, pracowałaś i marzyłaś. Nic nie mogło zniszczyć twojego świata póki oni stali na baczność niczym strażnicy przy bramie pałacu Buckingham. Usłyszałaś dźwięk obijających się o siebie szklanek, które zapewne właśnie właściciel mieszkania zapełniał sokiem jabłkowym. Przełknęłaś ślinę i obróciłaś się w ich stronę - Artur wpatrywał się w ciebie z powagą, jakby czekając na odpowiedni moment, aby zadać nurtujące ich obu pytanie, a Olek uciekał wzrokiem od ciebie i byłaś już prawie pewna, że domyśla się powodu twojego niespodziewanego powodu. Byli znów blisko ciebie - twoi wspaniali mężczyźni, twoja największa miłość i twoja największa tęsknota. Uosabiali razem wszystkie najbardziej skrajne emocje; różnili się wszystkim: od koloru włosów po kolor meczowej koszulki, ale dla ciebie nie byli zawodnikami z przeciwnych drużyn - Szalpuk nie był wygranym, a Śliwka przegranym - byli dla ciebie jedyną rodziną.
– Zawsze masz tutaj taki porządek? – zadajesz pytanie z przerysowanym uśmiechem, na którego widok blondyn przewraca oczami. Starasz się rozluźnić atmosferę, zniszczyć rodzące się między wami napięcie. Widzisz, że oni po prostu czekają aż zaczniesz mówić - widzisz to po twoim ukochanym szurającym krzesłem po panelach rzeszowskiego mieszkania, po twoim przyjacielu zaciskającym dłonie na pustej już szklance. Oddychasz niespokojnie czym budzisz cichy śmiech pod nosem bruneta. Znacie się na wylot, więc nie dziwisz się, że tak się zachowują widząc, że coś cię męczy. Mówisz, gdy jesteś gotowa - niepisana zasada waszej przyjaźni, która uratowała was już wielokrotnie.
– Olka, mów czemu przyjechałaś – Artur nie wytrzymuje przerywając coraz bardziej działającą ci na nerwy ciszę. Zagryzasz lekko wargi dusząc uśmiech. – Wiem, że nie dlatego, że tak za nami tęskniłaś. Takie wytłumaczenie może przekona Olka, ale nie mnie.
Wspomniany przyjmujący porusza się gwałtownie, jednak macha po chwili ręką przejeżdżając dłonią po twarzy. Tłumi emocje, ale ty zawsze starasz się zrozumieć, że nie jest tak otwarty jak blondyn, że nie wszystko przychodzi mu z taką łatwością. Siadasz na miękkim dywanie dotykając go opuszkami palców. Wiele razy wywracałaś ich świat do góry nogami, przez ciebie musieli zmieniać plany dnia, priorytety i miliony innych drobiazgów. Pociągnęli cię do góry, do poziomu, którego sama byś nie osiągnęła - wyciągnęli cię z miejsca, z którego sama byś się nie wyrwała. Teraz boisz się, że nie będą już liną, która w chwili niebezpieczeństwa wydostanie cię z gniazda węży.

– Mama jest chora i chce się spotkać – wyrzucasz to z siebie i zamykasz oczy. Nie chcesz widzieć ich reakcji, ich szoku i gdy słyszysz dźwięk zatrzaskiwanych drzwi czujesz ból, który rozdziera twoją duszę na pół. – Obiecaj, że on wróci. – szepczesz jeszcze, bo czujesz, że coś znowu zaczyna się rozpadać.

***
Cieszę się, że tak dobrze przyjęliście to opowiadanie - dziękuję za to z całego serca ♥
Nie chciałam ich zostawić w przeszłości, więc będzie pół na pół. Nie ma klimatu świątecznego, ale będzie - obiecuję, że już niedługo.