sobota, 9 grudnia 2017

two

Zakochani z rozumu obrani


Chmury kłębiły się na ciemniejącym niebie i byłaś pewna, że zahaczały o dachy wieżowców warszawskich kancelarii  i nawet o czubek Pałacu Kultury, którym wydawałaś się być zainteresowana jedynie podczas długich, nużących wykładów w momencie, gdy wszystkie długopisy już się wypisały, bateria w telefonie groźnym piknięciem poinformowała o wyczerpaniu a twoja przyjaciółka już dawno skończyła liczyć barany. Zerknęłaś na stojący na półce między książkami o Zjednoczonym Królestwie, zegar, którego wskazówki wskazywały, że świętego spokoju masz jeszcze tylko czterdzieści minut. Uśmiechnęłaś się do blondyna, który uważnie cię obserwował od dłuższej chwili. Przechylił głowę śmiejąc się pod nosem, a ty tylko przewróciłaś oczami - lubiłaś, gdy był blisko, bo zawsze mogłaś się do niego zwyczajnie przytulić i zapomnieć o całej reszcie, o całej niesprawiedliwości, z którą mierzyłaś się każdego dnia. Jednak tym razem nie jedliście chińszczyzny w jego mieszkaniu, gdzie największym problemem było to, które z was ma zadzwonić do restauracji. Stukałaś równo obciętymi paznokciami w narzutę własnego łóżka we własnym pokoju, do którego wstępu broniłaś mu ze wszystkich sił - wymusił to na tobie twierdząc, że chce być częścią twojego życia, tylko nie zdawał sobie sprawy, że przekraczając próg praskiego mieszkania nie będzie już mógł żyć poprzednim życiem. Te pomieszczenia wsiąkały w człowieka z każdą chwilą, a krzywdy i krzyki, które wsiąkły w ściany i przedmioty stawały się dla przeciętnej osoby udręką, od której chciałby uciec jak najdalej. Przyjmujący stołecznej drużyny był zbyt niewinny, abyś mogła go tym obrzucić, nie chciałaś mu dokładać zmartwień, nie chciałaś, aby miał jakiekolwiek - chciałaś, żeby żył jak w idylli; zdrowy, grający w wyjściowym składzie, z twoim pełnym wsparcie, które mimo, że czasem wątpiłaś czy umiesz chciałaś mu je dać. Dźwięk przekręcanego w zamku wejściowych drzwi klucza cię sparaliżował.
Wróciłaś wcześniej? otworzyły się drzwi i wyjrzała zza nich wyfryzurowana głowa Z kochasiem, świetnie widziałaś kpinę w jej oczach, a wewnętrzne dziecko czuło się poniżone bardziej niż zwykle. Nigdy wcześniej nie ujawniała swojego zamiłowania do krytykowania cię przy jakiś znajomych, którzy raz po raz przewijali się przez wasze mieszkanie, jednak teraz czułaś, że będzie inaczej - nie pozostało ci nic innego jak zadrzeć głowę nieco wyżej i wbić paznokcie w przedramię siedzącego obok ciebie blondyna - Lepiej byś się za naukę wzięła niż polowała na takich biednych, nieświadomych twojej okropności chłopców. Nic nie możesz im zaoferować, córeczko.
Nie mogłaś patrzeć na Artura, który wydawał się aż za bardzo poruszony atakiem twojej matki. Nigdy nie było między wami kolorowo; nie podobało jej się w tobie wszystko - począwszy od zbyt grubych ud, przez brak ambicji do bycia kimś więcej niż zwykłym tłumaczem, towarzystwo, z którym się zadawałaś a skończywszy na fatalnym w jej mniemaniu guście. Żyłyście obok siebie i praktycznie codziennie krótko przed snem marzyłaś o tym, że to się kiedyś skończy. Nie miałaś siły o to walczyć, bo wystarczyłby jeden jej podpis, a twoja karta kredytowa przestałaby działać - byłaś od niej uzależniona, a ona chwilami bezczelnie to wykorzystywała. Zaciskałaś mocniej zęby, chowałaś się w sobie i czekałaś: aż zaśnie, aż wyjdzie do pracy, aż skończy na krótką chwilę łamać ci serce i obcinać jak kupony resztki samooceny. Blondyn przewiercał cię wzrokiem, a ty czułaś, że gdy na niego spojrzysz wszystko się rozsypie.
Ona się przecież świetnie uczy zaprotestował kręcąc głową i gdy przezwyciężyłaś swoje lęki obracając się w jego stronę był zupełnie obojętny na twoje błagalne spojrzenie, którym udawało ci się zwykle zmusić rozmówcę do zaprzestania niewygodnego dla ciebie tematu. Kobieta pokręciła rozbawiona głową nie wierząc w słowa chłopaka, które zawisły gdzieś nad beżowym dywanikiem, który od kilku lat był legowiskiem starego labradora. Dlaczego pani nie powie jej, że jest pani z niej dumna?!
Nauczono mnie, żeby nie kłamać, złociutki uśmiechnęła się do niego szeroko, a ty tylko zacisnęłaś powieki czując pod nimi łzy wielkości grochu. Od Artura biła pewność, wiara w ciebie i chęć wypowiedzenia swoich racji, które jednak nie były w tych sześćdziesięciu metrach kwadratowych akceptowane. To nie było to miejsce, bo zapach cynamonu jakby osiadł na burgundowych ścianach i dusił w gardło, gdy próbowałaś coś powiedzieć. Chyba twój aniołek się ze mną zgadza, bo nawet już nie przeczy.
Artur, odpuść proszę wyszeptałaś w jego kierunku przełykając ślinę, żeby mieć tyle w sobie spokoju, żeby spojrzeć rodzicielce w twarz bez popadania w szloch, który tylko by ją rozśmieszył. Łzy gromadziły ci się w kącikach brązowych oczy, jednak walczyłaś o to, żeby nie stracić nad sobą  kontroli, aby nie dać jej tej satysfakcji, która by tylko ją podbudowała. Proszę.



***



Wpatrujesz się w kolorowe lampki wokół kilku ramek ze zdjęciami, których odbitki sama trzymałaś w starym wydaniu Harrego Pottera. Potrzebowałaś tylko chwili, żeby poczuć się w tym miejscu tak swobodnie, jakby był to twój własny dom. Czułaś na sobie przez cały czas zdziwione spojrzenie, którym przeszywał cię na wskroś blondyn, jednak ty wolałaś poczekać na drugiego z przyjmujących. Rozkoszowałaś się każdą sekundą spędzoną razem z nimi zupełnie tak jak za każdym razem, gdy wyrywałaś im kilka chwil z treningowego trybu podczas ostatnich kilka lat. Brakowało ci ich na każdym kroku, ale tylko oni trzymali cię na Wyspach, wmawiali wiele razy, że to twoje miejsce, że tylko tam rozwiniesz się tak jak chcesz i mieli rację. Układałaś sobie życie między dwoma krajami, pracowałaś i marzyłaś. Nic nie mogło zniszczyć twojego świata póki oni stali na baczność niczym strażnicy przy bramie pałacu Buckingham. Usłyszałaś dźwięk obijających się o siebie szklanek, które zapewne właśnie właściciel mieszkania zapełniał sokiem jabłkowym. Przełknęłaś ślinę i obróciłaś się w ich stronę - Artur wpatrywał się w ciebie z powagą, jakby czekając na odpowiedni moment, aby zadać nurtujące ich obu pytanie, a Olek uciekał wzrokiem od ciebie i byłaś już prawie pewna, że domyśla się powodu twojego niespodziewanego powodu. Byli znów blisko ciebie - twoi wspaniali mężczyźni, twoja największa miłość i twoja największa tęsknota. Uosabiali razem wszystkie najbardziej skrajne emocje; różnili się wszystkim: od koloru włosów po kolor meczowej koszulki, ale dla ciebie nie byli zawodnikami z przeciwnych drużyn - Szalpuk nie był wygranym, a Śliwka przegranym - byli dla ciebie jedyną rodziną.
– Zawsze masz tutaj taki porządek? – zadajesz pytanie z przerysowanym uśmiechem, na którego widok blondyn przewraca oczami. Starasz się rozluźnić atmosferę, zniszczyć rodzące się między wami napięcie. Widzisz, że oni po prostu czekają aż zaczniesz mówić - widzisz to po twoim ukochanym szurającym krzesłem po panelach rzeszowskiego mieszkania, po twoim przyjacielu zaciskającym dłonie na pustej już szklance. Oddychasz niespokojnie czym budzisz cichy śmiech pod nosem bruneta. Znacie się na wylot, więc nie dziwisz się, że tak się zachowują widząc, że coś cię męczy. Mówisz, gdy jesteś gotowa - niepisana zasada waszej przyjaźni, która uratowała was już wielokrotnie.
– Olka, mów czemu przyjechałaś – Artur nie wytrzymuje przerywając coraz bardziej działającą ci na nerwy ciszę. Zagryzasz lekko wargi dusząc uśmiech. – Wiem, że nie dlatego, że tak za nami tęskniłaś. Takie wytłumaczenie może przekona Olka, ale nie mnie.
Wspomniany przyjmujący porusza się gwałtownie, jednak macha po chwili ręką przejeżdżając dłonią po twarzy. Tłumi emocje, ale ty zawsze starasz się zrozumieć, że nie jest tak otwarty jak blondyn, że nie wszystko przychodzi mu z taką łatwością. Siadasz na miękkim dywanie dotykając go opuszkami palców. Wiele razy wywracałaś ich świat do góry nogami, przez ciebie musieli zmieniać plany dnia, priorytety i miliony innych drobiazgów. Pociągnęli cię do góry, do poziomu, którego sama byś nie osiągnęła - wyciągnęli cię z miejsca, z którego sama byś się nie wyrwała. Teraz boisz się, że nie będą już liną, która w chwili niebezpieczeństwa wydostanie cię z gniazda węży.

– Mama jest chora i chce się spotkać – wyrzucasz to z siebie i zamykasz oczy. Nie chcesz widzieć ich reakcji, ich szoku i gdy słyszysz dźwięk zatrzaskiwanych drzwi czujesz ból, który rozdziera twoją duszę na pół. – Obiecaj, że on wróci. – szepczesz jeszcze, bo czujesz, że coś znowu zaczyna się rozpadać.

***
Cieszę się, że tak dobrze przyjęliście to opowiadanie - dziękuję za to z całego serca ♥
Nie chciałam ich zostawić w przeszłości, więc będzie pół na pół. Nie ma klimatu świątecznego, ale będzie - obiecuję, że już niedługo.


3 komentarze:

  1. na chwilę obecną muszę zobaczyć jak działa gra rudy lis 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. klimat świąteczny zostaw na święta :3 bo mama chora, nie wiem jakbym postąpiła na miejscu Olki, ale może zły stan zdrowia oczyści matkę z tego, że wpędzała kiedyś swoją córkę w czarny dół. tylko nie jestem pewna czy to na pewno jest dobra decyzja na ten powrót do niej, uważam że chłopaki zasługują na obecność Aleksandry, ale rodzicielka już niekoniecznie, ponieważ jest jak Narcyz (kocha samą siebie), a tutaj powinna być najważniejsza miłość do córki. przez relację tych dwóch kobiet marznę :/ całusy

      Usuń
  2. Przed Olą jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu. Gdzieś po drodze dokonała wyboru, ale sama chyba nie jest przekonana o jego słuszności. Co do chęci spotkania się mamy z Olą, mam jakieś wątpliwości. Takie osoby nie zmieniają się tak łatwo. Czekam na więcej wszystkiego i przeszłości, i przyszłości. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń