Ci, co śnią mają noce bezsenne
Odłożyłaś ostatni z obiadowych talerzy do oklejonej sklejką szafki, która była chlubą twojej matki, ponieważ jej kolor idealnie komponował się z meblami w przyległym do kuchni pokoju, który nazywała salonem, chociaż pełnił też rolę jej sypialni, jadalni i pokoju gościnnego. Westchnęłaś poszerzając błąkający się po twojej niewinnej, zarumienionej od temperatury panującej w pomieszczeniu twarzy uśmiech, który mógłby ratować przed śmiercią i kończyć wojny, usuwać cierpienia i kleić pęknięte na pół serca. Spoglądałaś na spadające z nieba płatki śniegu, które miały sprawić, że całe Warszawa zmieni się w krainę, której opis znałaś tylko z wertowanych wiele razy baśni duńskiego pisarza. Chciałaś poczuć mroźne powietrze w płucach i zachłysnąć się oszronionymi oknami wystawowymi starych sklepów przy Marszałkowskiej, napić się grzanego wina otulona ciepłym kocem w mieszkaniu przyjmującego Politechniki. Zagryzłaś policzek od środka słysząc dźwięk otwieranych drzwi od łazienki, które skrzypnęły niemiłosiernie. Od kilkunastu dni nie widywałaś matki praktycznie wcale, bo albo ona wychodziła wcześnie do pracy w Urzędzie Dzielnicy, albo to ty wracałaś po zajęciach do domu grubo po przyzwoitej godzinie - teraz, gdy już poznałam Artura zwyczajnie bałaś się, że wykorzysta to, że mu zwyczajnie na tobie zależy. Ona niszczyła każdy twój związek, każdą przyjaźń, bo sama uważała, że ludzie są fałszywi i nikomu nie wolno ufać. Większość sąsiadek, mam twoich koleżanek z liceum ją uwielbiała, bo zawsze zagadała, pamiętała o imionach dzieci, imieninach i wakacjach nad Bałtykiem, jednak ona obgadywała je z innymi, nie liczyło się dla niej to, że powiedziały jej coś w sekrecie. Zdałaś sobie sprawę jak bardzo podłą i dwulicową osobą jest w momencie, gdy całe osiedle wiedziało, że zerwał z tobą syn właściciela tego sklepu niedaleko Wisły. Te wszystkie spojrzenia czasem dalej budzą cię w nocy.
– Pozmywałam – powiedziałaś przecierając ostatni raz blat szafki stojącej najbliżej ciebie. Odetchnęłaś głośno krótko spoglądając na krajobraz za szybą.
– Na coś się w końcu przydałaś – stwierdziła chłodno odkładając na stół telefon komórkowy. – Będziesz czekała na oklaski? Utrzymuję cię, więc to chyba normalne, że coś robisz.
Przymykasz na chwilę oczy próbując uspokoić oddech, zachować spokój, chociaż czułaś jak nie możesz złapać w płuca odpowiedniej ilości powietrza. Nerwica pojawiła się już kilka lat temu, zbiegła się z odejściem od was ojca, który wyjechał za zachodnią granicę i już więcej go nie widziałaś. Uśmiechnęłaś się nieśmiało chcąc dodać sobie odwagi, bo miałaś poprosić matkę o jedną rzecz. Przełknęłaś ślinę opierając się biodrami o drzwiczki.
– Mamo, zbliżają się święta i pomyślałam sobie, że może mogłabyś mi pożyczyć trochę pieniędzy – mówiłaś powoli uważnie patrząc jak wykrzywia usta w coraz większym uśmiechu. – Oddam jak tylko zarobię jakieś pieniądze, proszę.
– Mam sponsorować prezenty dla twojego kochasia? – jej słowa, tak ociekające ironią sprawiły, że poczułaś na przedramionach gęsią skórkę. – Nic w domu nie robisz jak nie masz w tym swojego interesu, a ja nie dość, że cię utrzymuję mam jeszcze dawać ci pieniądze? Córeczko, nie bądź śmieszna.
Chciałaś dodać, że to tylko niewielka suma, bo sama sporo odłożyłaś na tegoroczne prezenty, ale wiedziałaś, że to zaczęłoby kolejną kłótnię.Zbliżały się święta i naprawdę marzyłaś o tym, żebyście chociaż raz nie siadały do kolacji pokłócone. Kiwnęłaś tylko głową, że rozumiesz i nawet nie wydusiłaś z siebie, że jest ci przykro. Powiedziałaś, że idziesz wyrzucić śmieci zgarniając tylko z wieszaka czarny płaszcz i zamknęłaś drzwi, choć miałaś ochotę trzasnąć nimi z całej siły. Miałaś ochotę krzyczeć, płakać i zamknąć się w swoim pokoju już zawsze. Nie musiałaś długo czekać, ledwie przeszłaś kilka schodów, a poczułaś na swoich policzkach gorące łzy, których kolejny raz nie umiałaś powstrzymać. Kłóciłaś się sama ze sobą, że przecież nie musi być tak dłużej, ale nie przyjmowałaś do siebie możliwości odcięcia się od kobiety definitywnie. Wybiegłaś na ulicę bez czapki, już nawet zapominając o magicznej pogodzie, pruszącym śniegu - byłaś tylko kulka smutków, których rozgonić nie mogły nawet iluminacje świetlne na drzewach i kolorowe ozdoby w oknach pobliskich kamienic. Nie rozglądałaś się wokół, szłaś przed siebie i szła byś tak długo jak starczyłby ci sił, może wtedy przestałabyś czuć, ale nieopatrznie weszłaś w kogoś kogo nigdy nie chciałaś spotkać będąc w takim stanie - rozdygotana, zapłakana, z rozpiętym płaszczem i zamglonym spojrzeniem.
– Ola? – rozległ się znajomy ci głos, jednak nie byłaś w nastroju na spotkanie z najlepszych przyjacielem swojego chłopaka. – Coś się stało? – czułaś jak obejmuje cię swoimi silnymi ramionami i przepełniło cię niesamowite ciepło. Zagryzłaś tylko wargi i próbowałaś nie zmoczyć jego zimowej kurtki swoimi łzami, bo znowu zapomniałaś, że dla własnej matki jesteś nikim skoro nie studiujesz prawa. Zaprzeczyłaś głową i dałaś się mu poprowadzić w nieznajomym kierunku, który nie za bardzo cię interesował.
***
Przetarłaś zapuchnięte od łez oczy próbując przypomnieć sobie moment, w którym straciłaś kontakt z otaczającym cię światem. Nie sądziłaś, że Aleksander zaprowadzi cię do swojego mieszkania, otuli grubym kocem i poda kubek parującej herbaty. Nie byliście przyjaciółmi, łączył was tylko i wyłącznie Artur, który nalegał na wspólne spotkania kilka wieczorów w miesiącu. Witaliście się nieco wymuszonym uśmiechem i przyjmujący był ostatnią osobą, którą podejrzewałabyś o podanie ci pomocnej dłoni. Miałaś wrażenie, że ma ci za złe, że tyle czasu poświęca ci Szalpuk, bo chociaż tego nie chciałaś zmieniłaś ich przyjaźń już chyba na zawsze. Czasem wymieniliście po meczu kilka zdań dotyczących pogody, odcinka serialu, który okazało się, że on też oglądał czy po prostu formy zespołu. Niespodziewanie przebiłaś jego bańkę prywatności, gdy przekroczyłaś próg tego mieszkania, ale to przecież nic między wami nie zmieniało.
– Wydawało mi się, że potrzebujesz odpoczynku – powiedział cicho i niepewnie, co zupełnie nie pasowało do wersji chłopaka, którą znałaś z wieczorów przy grach planszowych czy meczy - walczył, rozbawiał chociaż sam próbował być niewrażliwy. Kiwnęłaś tylko głową przeczesując palcami włosy, bo nie stać cię było na inny gest. Czułaś się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy matka skrytykowała cię pod obecność Artura, z którym nigdy nie podejmowałaś tego tematu. Wtedy tylko pocałował cię szybko w głowę i powiedział, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Byłaś mu za to wdzięczna, bo pękło by ci serce, gdyby zakopał się w twoje rodzinne brudy zbyt głęboko. Siedziałaś na kanapie przyjmującego i pierwszy raz od bardzo dawna czułaś wewnętrzny spokój, chociaż dalej drżały ci ręce, a płuca miały problem z nabraniem powietrza. Nie nalegał na podziękowania, których na razie i tak nie potrafiłaś z siebie wydusić.
– Olek – spojrzałaś na niego dostrzegając w jego oczach troskę i zmęczenie. Uśmiechnął się do ciebie poprawiając się na fotelu obok kanapy. – Mógłbyś nie mówić o tej sytuacji Arturowi? Bardzo cię proszę. – zagryzłaś wargi i cienką linię patrząc na jego zmarszczone brwi, jakby próbował dowiedzieć się wszystkiego bez twoich słów. Zmieszał się przełykając głośno ślinę, a rozejrzałaś się niepewnie po niewielkim, skromnie urządzonym pokoju.
– Czy ktoś cię skrzywdził? – zapytał poważnie kręcąc głową, bo nawet według ciebie twoja prośba zabrzmiała żałośnie. Chwyciłaś kubek z resztą herbaty, aby zająć czymś palce, bo co miałaś mu odpowiedzieć? Że to wszystko wina twojej matki, że po prostu nie umiesz radzić sobie z własnymi emocjami, że przez całe życie chodzisz w masce, którą akceptuje społeczeństwo? – Obiecuję ci pomóc.
Odetchnęłaś głośno wstając z miejsca i podchodząc do okna. Czułaś na sobie jego spojrzenie i wiedziałaś, że nie odpuści, że póki mu nie odpowiesz nie przestaną cię dręczyć te wyrzuty sumienia. Obserwowałaś w skupieniu przejeżdżające pod oknem samochodu i miałaś ochotę wybiec, uciec ponownie i wsiąść w jeden z nich, tak po prostu bez celu. Nigdy nie sądziłaś, że problemy będą ci tak bardzo ciążyć.
– Nie, wszystko jest dobrze – starałaś się uśmiechnąć, jednak widząc jego spojrzenie spuściłaś wzrok nieco speszona – Naprawdę, ja po prostu nie jestem tym kim powinnam według niektórych być.
Nie przeszkadzała ci cisza, która zapadła i to było coś nowego. Przymknęłaś oczy na dłuższą chwilę, ale dalej czułaś wzrok na sobie wzrok przyjmującego. Bałaś się tej więzi, której intensywność czułaś nawet na niego nie patrząc, ciężar tego wspólnego sekretu siedział ci na płucach i miałaś ochotę zwymiotować całe poczucie winy i to, że Aleksander siedział naprzeciw ciebie bez słowa,a ty coraz bardziej chciałaś mu wszystko powiedzieć. Tylko czy mogłaś go obarczać swoimi problemami, tajemnicami, o których nie wiedziała nawet osoba najbliższa twojemu sercu - Artur. Usiadłaś na parapecie uśmiechając się sama do siebie, trochę zbyt ironicznie, zbyt gorzko, aby uszło to jego uwadze. Słyszałaś jak wstaje i podchodzi do ciebie tak blisko, że czułaś ciepło jego ciała, miałaś je na wyciągnięcie ręki.
– Jak byłem mały bardzo bałem się spać bez lampki – otworzyłaś oczy przyglądając się temu jak nieśmiało się uśmiecha patrząc gdzieś na Warszawę, ponad twoim ramieniem. – Bałem się potwora, który mieszkał pod łóżkiem i bardzo dużo pomogła mi rozmowa z tatą, który pokazał mi, że go wcale nie ma. Łatwiej przełamać swój strach, gdy już się o nim komuś opowie. – wzruszył ramionami, a ty przesunęłaś się, żeby mógł usiąść obok ciebie. – Nie muszę być to, ale jeśli tylko będziesz chciała to cię wysłucham i spróbuję pomóc i nie martw się o Artura, nic mu nie powiem. – oparł się tyłem głowy o szybę, a ty czułaś, że nie możesz już dłużej czekać. Zaczęłaś mu opowiadać o wszystkim, o ukochanym psie, matce, zaginionym ojcu, licealnych problemach, przyszłości, marzeniach, Arturze i całej reszcie twojego pokręconego życia. Kapały łzy, traciłaś chwilami głos, a on robił kolejne kubki herbaty i ściskał twoją drobną dłoń dając tyle wsparcia ile tylko mógł, a gdy skończyłaś czułaś, że już nigdy nie spojrzysz na niego jak na świetnego aktora tylko jak na człowieka, któremu dałaś się poznać w chwili, w której powinnaś była zamknąć się w pokoju i zapijać smutki piernikowym piwem.
***
Myślę, że to tak na święta, z których okazji chciałabym złożyć Wam najpiękniejsze życzenia jakie tylko byłabym w stanie wymyślić, a to wyżej niech będzie prezentem, bo już prawie jest dobrze, a chcę Wam pokazać jak było z nimi źle.